Jako kolejne wyzwanie wybrałam sobie ozór wołowy w galarecie zaproponowany w komentarzach...
Pomyślałam sobie, że były już ozorki wieprzowe, to dlaczego nie wołowy?
Przynosi!
Panika!
Ogromny! 1,8 kg !
Nie wiem jaką miałam minę na widok ozora, ale Pani ekspedientka nieźle się uśmiała :)
Stchórzyłam! Przyznaję się bez bicia...
Ozór wołowy musi jeszcze poczekać w kolejce...
Skoro jednak zaplanowałam ozorki w galarecie, wybrałam mniejszą wersję...
Do domu wróciłam z ozorkami cielęcymi :)
No to zabieramy się do roboty!
Składniki:
2 ozory cielęce
1 marchew
1 pietruszka
1/4 selera
por ( zielona część )
liście laurowe
ziele angielskie
sól morska, pieprz
Galareta:
Ugotowane, oczyszczone ozory
ugotowana marchew
groszek konserwowy
natka pietruszki
żelatyna
natka pietruszki
żelatyna
Przygotowanie:
Ozory cielęce dokładnie myjemy, następnie umieszczamy w misce i zalewamy zimną wodą.
Ozorki pozostawiamy do namoczenia na około 2 godziny.
Po tym czasie, dokładnie oczyszczamy za pomocą szczoteczki.
Wyszorowane ozory wkładamy do garnka, dodajemy liście laurowe oraz ziele angielskie,
zalewamy wodą i zagotowujemy.
Włoszczyznę obieramy i dokładnie myjemy.
Po około 40 minutach gotowania ozorków, do garnka dodajemy włoszczyznę.
Całość gotujemy do miękkości.
Ugotowane ozory obieramy ze skóry, oczyszczamy i pozbywamy ślinianek.
Ozorki, oraz ugotowaną marchew kroimy w plastry.
Plastry umieszczamy na półmiskach, następnie dekorujemy je groszkiem konserwowym oraz natką pietruszki.
Wywar z gotowania przecedzamy przez sito i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Żelatynę rozpuszczamy w wywarze według przepisu na opakowaniu.
Lekko przestudzonym wywarem zalewamy półmiski z ozorkami.
Następnie umieszczamy je w lodówce do stężenia.
Ozorki, oraz ugotowaną marchew kroimy w plastry.
Plastry umieszczamy na półmiskach, następnie dekorujemy je groszkiem konserwowym oraz natką pietruszki.
Wywar z gotowania przecedzamy przez sito i doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
Żelatynę rozpuszczamy w wywarze według przepisu na opakowaniu.
Lekko przestudzonym wywarem zalewamy półmiski z ozorkami.
Następnie umieszczamy je w lodówce do stężenia.
Smacznego :)
ozorki chyba nie każdy lubi, ale ja uwielbiam! Takie w galarecie pamiętam z dzieciństwa, obowiązkowo były na imprezach rodzinnych:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że wiele osób zraża się do nich przez samą nazwę... Sama tak miałam :)
UsuńTeraz nie żałuję, że zaryzykowałam - są pyszne :)
uwielbiam ozorki w takiej postaci :) w sosie nie za bardzo ale w galarecie zmiłą checia sie poczestuje;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś robiłam wołowy, spokojnie, da sie radę!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zdecyduję się na wołowy :)
UsuńW galarecie to się nawet skuszę, moja mama robiu, ja sama nigdy robić nie próbowałam
OdpowiedzUsuńLubię ozorki. Dobrze przygotowane, doprawione.... Sama też robiłam. Jest trochę przy nich "zabawy" ale cóż dla dobrego jedzenia zrobi się wiele. Tak więc pochwalam Twoje ozorki. Fantastycznie je przygotowałaś ....:)
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze spotkanie z ozorkami faktycznie było kłopotliwe :) Nie wiedziałam co i gdzie powycinać ;)
UsuńTeraz nawet sprawnie poszło :)
Hahaha uśmiałam się z tego wołowego ozora:) To by dopiero było wyzwanie:)
OdpowiedzUsuńSama się uśmiałam :) przez całą drogę powrotną miałam niezły "zaciesz" z siebie :)
UsuńDawno nie jadłam ozorków, w galaretce najbardziej lubię kurczaka:)
OdpowiedzUsuńBo galareta z kurczakiem to taka damska wersja :)
Usuńbardzo lubie takie ozory w galarecie, chociaż same wyglądają mało apetycznie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
hmm ozorki nie wyglądają aż tak strasznie... mnie do tej pory najbardziej przeraziły płucka :)
UsuńApetycznie przedstawione :)
OdpowiedzUsuń